|
POLSKA TURYSTKA ZAKOCHANA W KENII DORADZA INNYM TURYSTOM
Pani Agnieszka Karwowska pojechała do Kenii i... sami możecie przeczytać, jakich wrażeń nabrała. Poniżej postanowiła się podzielić ze wszystkimi swoimi przemyśleniami i doświadczeniami, jako poradą dla innych turystów.
Z Kenii wróciłam ponad miesiąc temu i ..... zakochałam się w tym kraju. Byłam w wielu przecudnych miejscach na świecie, ale Kenia rzuciła mnie na kolana. Dlaczego? Nie wiem. Z jednej strony to w naszym, europejskim rozumieniu, jest na pewno Trzeci Świat. Bieda okrutna - widziałam wioski afrykańskie, gdzie bogatsi mieszkancy mieszkają w domach z cegły, mają lodówki, pralki i telewizory - czyli opływają w luksusach. Obok nich inni mieszkają z chatach ulepionych z piachu i ziemi, a o elektryczności moga tylko pomarzyć. Prawie codziennie wyłączają w takich wioskach prąd i to na kilka godzin.
Internet jest bardzo wolny, strona google'a otwiera się około 10 minut (chociaz byłam w 5-gwiazdkowym hotelu). Hotele mają swoje agregaty, więc z prądem w nich nie ma problemu. Z drugiej strony widziałam też bardzo bogatych Kenijczyków, którzy prowadzili takie samochody, o jakich ja z kolei mogę jedynie pomarzyć.
Kenijczycy to bardzo, bardzo sympatyczni ludzie - dumni choć świadomi swoich ułomnosci, a poza tym spragnieni kontaktów z wazungu (Białymi), bo to my przywozimy im zachodnie standardy i postęp. No i pieniądze...
Coz moglabym powiedziec osobom, ktore wybieraja sie do Kenii? Ponizej zamieszczam kilka uwag:
PRZED WYJAZDEM:
- Kupując dolary proszę zwrócić uwagę na datę emisji - muszą być wyemitowane po 2000 roku. Te z roku 2000 są także honorowane. Wcześniejszych Kenijczycy nie przyjmują.
- Ponieważ uwielbiam podróżować i poznawać inne kultury, jestem więc ogólnie zaszczepiona na WZW A i B, polio oraz tężec. Przed wyjazdem do Kenii doszczepilam tylko zolta febre (w Warszawie, Sanepid ul. Zelazna
79 - koszt ok. 150,00 PLN)
- Kupiłam sobie Malarone (lek przeciwmalaryczny), który jest bardzo drogi i dostępny tylko na receptę od lekarza chorób tropikalnych (najtańszy w Warszawie znalazlam w aptece na Dworcu Centralnym - koszt 175,00 PLN za opakowanie czyli 12 tabletek). To byl błąd....mój organizm nie tolerowal go tzn. miałam straszną biegunkę, nawet po napiciu sie przegotowanej wody. Na szczęście wśród wczasowiczów był również lekarz, który kazał natychmiast odstawić Malarone i uświadomil mnie, ze malaria jest w 100% uleczalna. Duża śmiertelność wśród Afrykańczyków jest spowodowana ich ubóstwem - po prostu nie stać ich na antybiotyki, które w przypadku wystąpienia malarii, trzeba jak najszybiej podać. Zatem "chora" ze strachu odstawiłam Malarone, smarowałam się Autanem, ugryzlo mnie kilka komarów i... żyję, nie zachorowałam. Na pewno nie wezmę tego specyfiku, gdy we wrześniu po raz drugi będę jechać do Kenii. Szkoda pieniędzy. Ale decyzja należy do Panstwa.
- Jeśli zamierzacie Państwo zobaczyć wioskę afrykańską, to proszę kupić w Polsce ze 2 / 3 kilo cukierków (tych najtańszych). Cukierek dla małego Kenijczyka to luksus, na który nie może sobie pozwolić. A dla nas to żaden wydatek.
W KENII - MOMBASA
- Należy targować się, targować się i jeszcze raz targowac się, schodzą z cen nawet o 50%. Są też sklepy z cenami stałymi np. Nakumatt Center. Proszę zwrócić uwagę na walutę. Ja zawsze na początku targowania kilkakrotnie podkreslalam, ze płacę w USD, oni natomiast wolą EUR.
- Nie bać się "korzystać z usług" beach boy'ow (Joseph, Nixon i Brown). Chłopcy proponują wycieczki na rafę (byłam dwa razy i było bosko), na wyspę Wasini, na safari i do Mombasy (ta wycieczka może być problematyczna jeśli ktoś nie mówi po angielsku) i do zoo (karmi się żyrafę i małpy z ręki, są żółwie giganty, krokodyle i hipopotamy). Porównywałam ich ceny z cenami u rezydentow i... targowałam się. Na końcu wszyscy byli zadowoleni. Oczywiście wycieczki wykupione u beach boy'ów są nieco gorsze (np. jedzie się troche gorszym samochodem), ale nie jest to na tyle istotna różnica, żeby "nie było warto". Gdybym była bogata, to wykupiłabym safari samolotem lub wynajęłabym klimatyzowanego jeepa.
Osobiście pojechałam z beach boys (oczywiście większą grupą) na:
- rafę (obowiązkowo wziąć coś na glowę; koszulę, która zakryje kark i szyję; wodę do picia; buty do chodzenia po rafie (można je kupić w sklepie Decathlon) i bułkę / chleb do karmienia ryb)
- na wyspę Wasini (po drodze kąpie się z delfinami, a na wyspie je się lunch i ogląda roślinność) - jeśli ktoś jest wrażliwy na huśtanie, należy wziąć Aviomarin - pomaga!
- na dwudniowe safari w parku Tsavo East i Tsavo West (nie polecam safari jednodniowego, bo trzeba tam dojechać i wrócić i nikt nie zagwarantuje nam, że zobaczymy wszystkie zwierzeta). Ja nie widziałam tylko lwa -bo nie chciał nas widziec i skutecznie się schował oraz nosorożca, który po prostu nie mieszka w tych parkach. Widziałam natomiast słonie, żyrafy, lwice, zebry, całe mnóstwo antylop, geparda, strusie, bawoły, guźce, sekretarza (bardzo rzadki ptak), bociany (tak, tak, nasze polskie!), hipopotamy, i wiele, wiele innych (kilka zdjęć poniżej)
- do zoo pod Mombasą. Koniecznie trzeba wziąć kilka butelek wody, bo jest nieprawdopodobnie gorąco!
- Nie należy wychodzić z hotelu po zapadnięciu zmroku, bo jest zbyt niebezpiecznie. W dzień można wszędzie bezpiecznie chodzić i jeździc.
- Gdy samemu chcecie Państwo jechać np. do Mombasy / Nakumatt Center, proszę w hotelu zamówić sobie taksowkę i z góry ustalić cenę. Taksówki są dość drogie np. z hotelu Sun&Sand do Mombasy ok 30 USD. Dużo tańsze są miejscowe busy tzw. matatu, ale tych zdecydowanie nie polecam. Nigdy nie jeżdzą na czas, nie ma tam rozkladu jazdy i są przepelnione. Jest to coś w rodzaju naszych busików z 10 miejscami, w których jedzie np. 30 - 40 miejscowych.
- Takie pamiatki jak np. wyroby z hebanu najlepiej kupować w fabryce, która znajduje się w Mombasie. Nie pamiętam jak się ona nazywa, ale każdy miejscowy taksówkarz będzie wiedział o co chodzi. Można tam dostać wyroby najwyższej jakosci, które często są tańsze niż na plażowych straganach.
- Nie wolno Europejczykom pić wody z kranu, ani nawet płukać zębów po umyciu wodą z kranu. Woda butelkowa, oryginalnie zapakowana, jest dostarczana do większości hoteli codziennie. Butelkową coca-colę piłam w wielu różnych miejscach i zawsze przez słomkę - nigdy nie miałam z tego powodu żadnych sensacji żołądkowych. Koszt w zależności od miejsca waha się od 50 kenijskich szylingow (KES) za butelke 0,3 l przed fabryką pamiątek w Mobasie do 200 KES na straganie przed wejściem do Fort Jesus. Za butelkę 2 l w wiosce afrykańskiej zaplacilam 100 KES. 1.000 kenijskich szylingow (KES) to ok. 15 EUR
- Napiwki są bardzo mile widziane. Ja dawałam nie więcej niż 1 USD, żeby ich nie zepsuć. Ochroniarz w hotelu zarabia ok 12.000 KES brutto. Netto zostaje mu ok. 9.000 KES czyli jakieś 130 EUR. Nie wolno zatem "szaleć" z napiwkami.
- 'Hakuna matata' - czyli 'nie ma problemu' oraz 'pole, pole' czyli 'powoli, powoli', to obok 'jambo' - 'czesc', najczęściej słyszane słowa przez turystów. Jesteście Państwo na wakacjach i nie wolno się spieszyć. Po powrocie do domu bedzie haraka haraka czyli 'szybko, szybko'.
- Jeśli ktoś chce w spokoju pospacerować po plaży lub samemu przejść się przez wioskę (która z reguły jest zaraz za wejściem do hotelu), to żaden problem. Jest bardzo bezpiecznie, ale nie wolno ujawniać się, że się mówi po angielsku, bo żyć człowiekowi nie dadzą... tak bardzo są ciekawi świata i tak bardzo chcą rozmawiać. Poza tym nieraz także coś sprzedac. Warto podkreślić, że nie są natrętni.
- Nad samym oceanem zawsze wieje wiart, coś w rodzaju bryzy... Dzięki Bogu za ten wiatr. Wystarczy wyjść kilka metrów z hotelu i powietrze "stoi" - niby slońce jest za chmurami, ale bywa piekielnie gorąco... czasem nawet około 50 st. C.
- W Kenii po raz pierwszy w życiu spotkałam się z handlem wymiennym w dosłownym tego słowa znaczeniu. Wymienia się z miejscowymi handlarzami. Oni oczywiście "dają" miejscowe wyroby z hebanu / miejscową biżuterię / muszle, a od nas biorą wszystko, co mamy tzn. buty, spodnie, skarpetki (białe są towarem bardzo pożądanym), bieliznę osobistą, T-shirty, klapki, proszki do prania, płyny do płukania tkanin - słowem wszystko i oczywiście są to rzeczy przez nas używane. Czasem, w zalezności od stanu i firmy produktu, należy doplacic, ale warto targować się.
- Często ostrzega się, żeby nie kupować niczego, co daje ocean. Chodzi o muszle, które turyści zabierają do domów. Ponoć celnicy zabierają wszystko. Nie jest to do końca prawdą. Sama przywiozłam pięć przepięknych muszli średniej wielkości.
Jeśli ktoś chciałby o coś zapytać, to proszę dzwonić na mój telefonu - znany Forum Kenijsko-Polskiemu. Poza tym we wrzesniu jeszcze raz lecę do Mombasy, do hotelu Paradise Beach. Organizuję to we własnym zakresie. Gdyby ktoś chciał dołączyć - serdecznie zapraszam!
Serdecznie dziękujemy p. Karwowskiej za tę relację, poniżej prezentujemy jej wybrane zdjęcia z Kenii, Zachęcamy też wsyzstkich innych turystów do zamieszczania ich relacji i wspomnień.
Zobacz zdjęcia z Kenii
« back |
|